wtorek, 8 lutego 2011

Rozdział 9

No i zaczełam o nim zapominać. Choć tak naprawde nigdy nie zapomniałam. Ale mijały tygodnie, a on zrezygnował nawet z prób kontaktowania się ze mną. Mijały miesiące a ja coraz bardziej upewniałam się w tym że nic dla niego nie znaczyłam. Na początku miałamm nadzieję, że może to rzeczywiście jakieś nieporozumienie, że będzie próbował to wyjaśnić. Ale nic zapadła głucha cisza, i od czasu naszego spotkania na schodach nie widziałam go. Sama przeżyłam początek wiosny, na którą tak długo czekałam. Sama przeżyłam moje 19 urodziny pod koniec marca, i jego 36 na początku kwietnia. Jednak w dniu urodzin doatałam pocztą kwiatową jedną czerwoną róże, bez kartki, bez nadawcy. Byłam pewna, że to od niego, jednak Magda kazała mi myśleć racjonalnie. Przecież mógł ją wysłać ktokolwiek, choćby ktoś z naszej szkoły. No a potem sama zdałam maturę. Wszystkie egzaminy w okolicach 70-80 %- byłbyś ze mnie dumny pomyślałam wtedy. Po każdym egzaminie wychodząc na zewnątrz zawsze miałam cichą nadzieję że będzie tam czekał, ale nie widziałam go ani razu. I właśnie wtedy, po trzech miesiącach od naszego rozstania zrozumiałam, że to już nigdy nie wróci, i poprostu zapomniałam. To znaczy mówiłam, że zapomniałam bo dalej to we mnie siedziało.

Lato miało być pełne nowych znajomości, imprez, śmiechu i zabawy, jednak od połowy maja nie miałam siły na nic. Czułam się osłabiona, ciągle śpiąca, coraz częściej powtarzały się zasłabnięcia. A gdy do tego jeszcze zaczełam dostawać częstych krwotoków z nosa, mama nakazała mi zgłosić się na wszystkie badania. Było pobieranie krwi, którego nie nawidziłam, rentgeny, prześwietlenia. A na czas do otrzymania wyników, faszerowałam się różnymi farmaceutykami, żeby się wzmocnić.
- Dzieńdobry- przywiatałam się wchodząc do gabinetu, pani doktor. Pani śliwińska leczyła mnie od małego, grypy, świnka, ospa- to zawsze u niej lądowałam.
- Dzieńdobry siadaj, musimy porozmawiać. Mam już twoje wyniki.- powiedziała.
- No tak, właśnie po nie przyszłam. Coś się wyjaśniło?- spytałam.
- Tak, to znaczy nie jestem stu procentowo pewna, ale wyniki wskazują na białaczkę.- wydusiła z siebie.
- Słucham?- wyszeptałam oniemiała. Uczułam ukłucie z prawej strony, a wszystko przed oczami zawirowało na kilka sekund.
- Musimy powtórzyc jeszcze kilka badań, żeby mieć całkowitą pewność, ale to prawdopodobnie białaczka.
- Nie to jakiś żart tak? Żartuje pani?- wykrzyczałam wstając.
- Natalia spokojnie, poczekaj zadzwonie do twojej mamy.- powiedział sięgając do słuchawki.
- Nie!- zatrzymałam ją- Chcę mieć całkowitą pewność potem jej powiem. Kiedy mogę zrobić te dodatkowe badania?- spytałam opanowana.
- Choćby teraz, zaraz wypisze ci skierowanie.- zaczeła pisać swym koślawym pismem.
Jednak, powtórne badania wskazywały dokładnie- białaczka. Wychodząc ze szpitala, drżącymi rękami trzymałam koperte z wynikami. Poszłam do pobliskiego parku, i tam siedząc na ławce, czytałam powoli i gdy przeczytałam słowa WYNIK POZYTYWNY- wybuchłam. Zanosząc się płaczem, pobiegłam do domu. Mama otworzyła mi drzwi, i z trwogą popatrzyła na mnie.
- Dziecko co się stało?- spytała.
- To koniec mamo- rzuciałam się jej na szyje płacząc dalej jak bóbr.
- Jaki koniec? o co chodzi? -drążyła zdezorientowana.
- Mam raka, rozumiesz! raka!- podałam jej kopertę, a on stała się blada jak ściana czytajac wyniki testów i badań.
Potem długo siedziałyśmy na przemian milcząc i płacząc. Ale dobrze wiedziałam, że myśli o tym samym co ja, jak dużo czasu mi jeszcze zostało. Jak dużo....

1 komentarz: