niedziela, 6 lutego 2011

Rozdział 7

Kolejne tygodnie mijały nieubłaganie, a z każdym dniem stawaliśmy się sobie coraz bliżsi, do tego stopnia iż przestałam wyobrażaćsobie jak mogłoby go kiedyś zabraknąć. Spotykaliśmy się coraz częściej, coraz częsciej też zostawaliśmy razem na noc. Pragnełam żeby z nim zamieszkać jednak, było to nie możliwe. Wkońcu po długich rozmowach ustaliliśmy nasz dalszy plan. Ja miałam zdać dobrze mature a on miał do tego czasu załatwić rozwód z Moniką. Mama jednak zaczynała się domyślać, że kogoś mam. Unikam jednak tego tematu, mówiąc że narazie to dopiero początek,że się poznajemy, że nie chce niczego przyspieszać. I wkońcu przystopowała, i wkońcu miałam wymówki na popołudnia i wieczory spędzane z Szymonem.



Od razu ze szkoły skierowałam swoje kroki do mieszkania Szymona. Choć nienawidził gdytak mówiłam- To nasze mieszkanie- mówił- nasze miejsce. Ja jednak nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić. Ulice znów pokryte były białym puchem, to już marzec, jednak nadchodzącej wielkimi krokami wiosny nie dało się nigdzie zauważyć. Lubiłam ten widok, jednak nie cierpiałam przeszywającego mnie całą mrozu. Wbiegłam więc czym prędzej na klatkę schodową, i zaczełam szybko szukać kluczy do mieszkania. Jednak gdy nacisłam klamkę, drzwi otworzyły się.
- Szymon?- zawołałam wchodząc z niepewnością do mieszkania. Jednak gdy zauważyłam jego kurtkę uspokoiłam się. Zamknełam drzwi i ściągłam kurtkę.- Szymon nie wygłupiaj się..- zaczełam, i wtedy zauważyłam go siedzącego na podłodze za kanapą, skierowanego w stronę drzwi balkonowych. Wpatrywał się w dal nieobecnym wzrokiem.
- Hej, co się stało?- spytałam nachylając się nad nim i łapiąc go za szyję.
- Nic, umarł...- odparł, prawie bezdźwięcznie.
- Kto?- spytałam.
- Antek, zmarł dzisiaj w nocy, na moim dyżurze. Antek był jednym z najmłodszych pacjentów Szymona na onkologi. Miał 7 lat, i białaczkę. Szymon dużo mi o nim opowiadał. Uwielbiał tego chłopca, był nim zauroczony, i tak naprawde podświadomie pragnął chyba takiego syna.
- Tak mi przykro- przytuliłam go.
- Nie potrafiłem mu pomóc, nowa terapia nie zadziałała.
- Ale przecież to nie twoja wina- tłumaczyłam mu.
- Obiecałem mu rozumiesz- spojrzał na mnie- obiecałem mu, że z tego wyjdzie, a on mi zaufał. Nie mogłem spojrzeć jego rodzicom w oczy.
- Kochanie, przecież zrobiłeś wszystko co mogłeś. Nie możesz czynić cudów. - odparłam.
- A nawet nie wiesz jak chciałbym umieć sprawiać cuda- przytulił mnie.
- ehhh, kocham cię wiesz- poeiwdziałam.
- Nie wiem tylko czy warto...
- Przestań dobra. Jesteś najwspanialszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałam i masz o tym pamiętać.- pocałowałam go.- A teraz chodź zrobimy coś do jedzenia- pociągłam go za ręke w strone kuchni. Przygotowaliśmy razem spagethii, i choć po kilkunastu minutach jego humor wrócił do normy, czułam, że coś w nim pękło. Że pomimo iż umarła praktycznie obca mu osoba, zostanie na zawszewnim jakaś rysa. Jednak nie chciałam więcej poruszać przy nim tego tematu, zdawałam sobie sprawe że sam mu się się z tym oswoić, pogodzić. Po zjedzeniu włączyliśmy telewizję, i choć jak zwykle nie było nic wartego uwagi to uwielbiałam tak znim siedzieć. Obrócona do niego plecami, oparta na jego klatce.
- Może zostaniesz dzisiaj na noc, jutro sobota, nie musisz iśc do szkoły. A ja mam jutro rano dyżur więc nie będe wracał do domu?- spytał.
- Też o tym pomyślałam, dlatego oficjalnie jestem u Magdy i idziemy na impreze babską do koleżanki z klasy i tam będziemy nocować- powiedziałam uśmiechając się.
- Mądra dziewczynka- powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- A co mówisz Monice gdy pyta gdzie spędzasz te noce, gdy nie wracasz do domu?- spytałam, pogryzając popcorn.
- Albo zostaje w hotelu, albo u któregoś z kolegów.- odparł.
- I nie ma nic przeciwko temu nie wracaniu do domu?
- Chyba aż tak bardzo jej to nie przeszkadza- odparł- a pozatym ze słowem dom ostatnio bardziej kojarzy mi się to mieszkanie i ty niż, Ciechanówek.
- Wiesz, że też tak zaczynam mieć- uśmiechnełam się, odchylając głowę do tyłu żeby na niego spojrzeć- musze uważać żeby nie wpaść przed mamą.
- No właśnie a kiedy mnie przedstawisz mojej przyszłej teściowej?
- Najchętniej już bym to zrobiła, ale stosuje się do naszej umowy. Czekam aż załatwisz sprawe rozwodu. - odparłam.
- Właśnie musim....
- Gdzieś tu była gazeta z programem telewizyjnym- wstałam szukając na stoliku wśród steku papierów- naprawde nie ma niczego innego w tej telewizji. O jest, zobaczmy.
Podniosłam gazete a z środka wyleciało zaproszenie, otwarłam je i zamarłam. Serdecznie zapraszamy na uroczystość odnowienia przysięgi małżeńskiej, dnia 21 marca..... Szymon i Monika Rosner. Wypuściłam kartkę z rąk.
- Co to jest? -spytałam kierując wzrok na Szymona.
- Chciałem ci powiedzieć właśnie... Ale posłuchaj.- zacząl jednak mu przerwałam.
- Nie nie chce cię słuchać. Oszukałeś mnie, poprostu mnie oszukałeś. Mówiłeś o rozwodzie, a tak naprawdę odnawiasz sobie swoje wspaniałe małżenstwo.- wstałam i zaczełam się ubierać.
Szymon zerwał się i podbiegł do mnie.
- Poczekaj Natalia, daj mi wyjaśnić- złapał mnie za ramię.
- Nie dotykaj mnie!- krzyczałam płacząc- poprostu mnie wykorzystałeś. Głupia małolata, do zabawienia się od czasu do czasu. Nienawidze cię- wysyczałam, i złapałam swoją torbę.
- Natalia zaczekaj- próbował mnie zatrzymać.
- A no tak jeszcze twoje klucze- rzuciałm pęk na stół- przydadzą się jak znajdziesz sobie następną.- wybiegłam z mieszkania zatrzaskując drzwi.

3 komentarze:

  1. cudowny blog..miło się go czyta..polecam wszystkim..bede tu czesto zagladac;) pozdrawiam serdecznie.


    http://zainspirowana-zyciem055.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń