środa, 9 lutego 2011

Rozdział 10

Mama zaczeła działać od razu. Poszła do kliniki onkologicznej, rozmawiała z lekarzem, który skierował mnie na oddział by dać mi pierwszą partię leków, poobserwować mój organizm i postanowić co robić dalej. Ja w tym czasie próbowałam pogodzić się z tym co mnie spotkało. Gdy powiedziałam o tym Magdzie, nie chciała wierzyć. A kolejne życzenia zdrowia od kolegów i koleżanek do których dotarły już te newsy, wyprowadzały mnie z równowagi. Po tygodniu wstawiłam się w klinice, miałam zostać tam na kilka dni. Zaczęto podawać mi leki, przygotowujące do prawdopodobnej chemi. Doktor Lenkiewicz zapewniał mnie, że muszę dać sobie czas, i zbierać siły na walke z rakiem, ale prawdemówiąc nie wierzyłam mu. Czułam, że wisi nade mną wyrok, którego za żadne pieniądze nie można anulować.
Leżąc całymi dniami w łóżku rozmawiałam prze internet z znajomymi a głównie z Magdą i spałam. Drugiego dnia pobytu w szpitalu śnił mi się Szymon. Byliśmy razem, nad jakimś oceanem. Nic nie mówiliśmy, poprostu byliśmy. Przebudziłam się czując, że ktoś siedzi obok łóżka, w pierwszej chwili myślałam,że to mama. Jednak myliłam się. Siedział na taborecie, opierając łokcie na kolanach, z głową przyciśniętą do dłoni, w szpitalnym białym fartuchu. Czułam jego zapach, widziałam jego ciemne włosy, myślałam jakby to było go dotknąć. Ale zaraz potem zaczełam myśleć racjonalniej- co on tu robi? Chyba poczuł, że nie śpie bo podniósł na mnie wzrok. Nie poruszył się, nic nie powiedział poprostu patrzył na mnie, spojrzeniem przepełnionym strachem, niepokojem, czułością.
- Co ty tu robisz?- wyszeptałam, podnosząc się i siadając.
- Ja?- spytał i podszedł do okna- pracuje tutaj.- odparł patrząc gdzieś za szybę.
- Przecież pracujesz w klinice swojego teścia, w prywatnej klinice...- mówiłam zastanawiając się.
- Pracowałem.- odparł nie spoglądając na mnie.
- Zresztą nie obcho... Możesz stąd wyjść? Pora odwiedzin już dawno się skończyła... - powiedzialam oschle, choć sparwiło mi to wiele trudu. Tak naprawde chciałam żeby został.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- wybuchnął wreszcie nie zwracając uwagi na moje poprzednie słowa.
- A niby dlaczego miałabym ci mówić? Masz swoją rodzinę, swoje sprawy. Jesteśmy sobie już zupełnie obcy...-odparłam.
- Naprawde tak uważasz?- odwrócił się i spojrzał na mnie.
Milczałam.
- Nie dałaś mi nic wyjaśnić.- mówił.
- Chyba za bardzo ci nie zależało na tym żeby cokolwiek wyjaśniać? Nie odzywałeś się trzy miesiące.- mówiłam a łzy napływały mi do oczu.
- Chciałem najpierw wszystko załatwic. Nie chciałem pojawiać się w twoim życiu znów z jedynie pustymi obietnicami.- powiedział.
- Co załatwić? Odnowienie przysięgi małżeńskiej?- mówiłam z ironią a łzy płyneły mi po policzkach.- Mam nadzieję że ceremonia się udała, przepraszam że nie wysłałąm życzeń...
- Do cholery!- krzyczał- Nie było żadnego odnawiania! Chciałem ci wszystko wyjaśnić ale ty nie chciałaś mnie słuchać, więc posłuchaj mnie chociaż teraz!- podszedł do mojego łózka i usiadła na brzegu.- Ta cała ceremonia to pomysł Moniki. Wtedy gdy znalazłaś to zaproszenie, kilka dni wcześniej powiedziałem jej, że chce rozwodu. Ona jednak nie chciała o tym słyszeć, powiedział że przecież się kochamy, że odnowimy naszą przysięge i wszystko zaczniemy od nowa. Po kilku dniach przysłała mi do pracy to zaproszenie, jednak mój wniosek o rozwód był juz u adwokata.
- Dlaczego mi...- zaczełam jednak przerwał mi.
- Chciałem ci wtedy o tym wszystkim powiedzieć jednak ty... Postanowiłem więc załatwić wszystkie sprawy do końca i dopiero wtedy pojawic się znów w twoim życiu. Rozwód się rozpoczął, jej ojciec wyrzucił mnie z pracy, przez co pracuje teraz tu. Dzisiaj mieliśmy ostatnią rozprawe, i oficjalnie nasze małżeństwo już nie istnieje. Chciałem jutro do ciebie zadzwonić, spotkać się, o wszystkim ci powiedzieć... Ale gdy przyszłem dziś do pracy doktor Lenkiewicz poprosił mnie o konsultacje w sprawie pacjentki Natali Cyklińskiej, no i jestem.- skończył. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma moją dłoń.
- Ja...- zaczełam lecz płacz zastąpił słowa.
- Nie mogłaś wybić palca żebyśmy się spotkali? Musiałaś od razu zachorować na białaczkę- póbował żartować. Jednak po chwili zbliżył się i mnie przytulił, całują moje włosy.
- Tak bardzo tęskniłem- wyszeptał.
A ja nie mówiąc już nic poprostu zbliżyłam swoje usta do jego.Czułam na policzkach wilgoć, jednak nie były to tylko moje łzy.

3 komentarze: