czwartek, 30 grudnia 2010

Rozdział 4

Wieczorem zadzwonił Szymon. Rozmawialiśmy ponad godzinę, i doszliśmy że musimy się spotkać. Jednak ze względu na jego dyżury w szpitalu, i moje zajęcia w szkole, umówiliśmy się dopiero na piątek. Trzy dni były dla mnie katorgą. Nie miałam głowy do nauki, do niczego, tęskniłam za nim. Lekcje w szkole dłużyły mi się niesamowicie, popołudnia w domu były dłuższe niż zwykle. Jednak wychodząc w piątkowe popołudnie ze szkoły odczułam tak nie zwykłą ulgę, perspektywa spotkania z nim była już tylko na wyciągnięcie ręki. Czekał na mnie w parku, tym co ostatnio. Siedział na ławce, obsypany śniegiem, grzejąc dłonie, pocierając jedna o drugą.
- Hej- powiedziałam cicho podchodząc do niego. Prawdę mówiąc nie wiedziałam jak się zachować. Pocałować go na przywitanie czy podać rękę?
- Cześć- wstał szybko i pocałował mnie w policzek- Trochę zimno, może jednak pójdziemy do jakiejś kawiarni- spojrzał pytająco.
- Chyba tak rzeczywiście będzie najlepiej- uśmiechnęłam się, i poszliśmy.
- A jak twój palec?- spytał
- aaa, palec. Chyba dobrze bo już prawie o nim zapomniałam. Dobry lekarz działa cuda- powiedziałam z uśmiechem.
- Dobry lekarz, się stęsknił za swoją pacjentką wiesz?- zapytał zatrzymując się i obejmując mnie w pasie.
- Wiem, ja też tęskniłam- przejeżdżałam palcami po jego ramionach- nawet bardzo- pocałowałam go delikatnie.
- Chodź, chodź bo zmarzniemy- szliśmy objęci.
Weszliśmy do małej, przytulnej kawiarni. Szymon znalazł dla nas stolik za nie wielkim parawanem, gdzie byliśmy doskonale ukryci. Kelnerka przyniosła nam gorącą czekoladę z bitą śmietaną, a ja musiałam spytać go o coś co nurtowało mnie od samego początku naszego spotkania.
- Powiedz mi- pytałam kręcąc słomką w brązowym napoju- boisz się, że ktoś zobaczy nas razem?
Był wyraźnie zmieszany, widać było że chyba nie był przygotowany na takie pytanie.
- Nie no jak nie chcesz to nie odpowiadaj- spojrzałam na niego.
- Nie, chce -podniósł na mnie wzrok- chociaż sam nie wiem co powiedzieć. Ale prawdę mówiąc chyba nie chciałbym, nie chciałbym żeby- przerwał na chwilę- żeby ona dowiedziała się o tym od kogoś innego niż ja.
- Rozumiem. Porostu byłam ciekawa.
- A ty zastanowiłaś się? Zastanowiłaś się czy wiesz co robisz? Co robimy?- położył swoją dłoń na mojej, sprawiając tym samym iż dreszcz przebiegł mi po plecach.
- Nie nie zastanawiałam się, bo chyba nie mam nad czym...Od kilku dni nie myślę o niczym innym tylko o tobie, to chyba mówi samo przez siebie.- uśmiechnęłam się.
- Nie chce porostu cię skrzywdzić, zabierać czegoś co mogłabyś mieć u boku facet w twoim wieku. Za bardzo mi na tobie zależy żeby to robić.
- Najbardziej mnie skrzywdzisz jeśli znikniesz z mojego życia- przysunęłam twarz w jego kierunku- więc nie rób tego. Nigdy- pocałowałam go.
- Postaram się- uśmiechał się całując mnie dalej.
- Wiesz co może chodźmy stąd, chyba nie chcemy ryzykować- powiedziałam
-Jeszcze chwilka- przyciągnął moją twarz jeszcze bliżej.
Wychodząc z kawiarni wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać. Spacerowaliśmy zaśnieżonymi ulicami Wrocławia.
- Opowiedz mi cos o swojej pracy- poprosiłam go w pewnym momencie.
- Nie jestem pewien czy tego chcesz- powiedział spoglądają w dal.
- Chce- odparłam krótko.
- No więc, pracuje w klinice, jestem onkologiem. No i co? Sam się sobie dziwie jak mogłem z własnej woli wybrać sobie taką pracę.- opowiadał.
- Jak to? żałujesz?- spytałam.
- Owszem żałuje gdy widzę, że dziecko kilkuletnie dziecko, odchodzi, po prostu odchodzi a ja pomimo tego że jestem lekarzem nie mogę nic z tym zrobić. Nie wiesz jakie to uczucie. Za każdym razem gdy któryś z moich pacjentów umiera czuje się tak podle. Czuję, że go zawiodłem, że zawiodłem jego rodzinę która liczyła, że go wyleczymy. Nie chciałbym żebyś kiedykolwiek tego doświadczyła.- przycisnął mnie do siebie mocniej.
- Ale czasem. choć bardzo rzadko gdy uda się kogos wyleczyć, czuje się szczęśliwy, porostu szczęśliwy. Jednak takich chwil jest o wiele mniej..- westchnął.
- Nie wiem co ci powiedzieć... Musi ci być ciężko.- powiedziałam
- Mam nadzieje, że z tobą będzie mi lżej.- powiedział.
- Postaram się- pocałowałam go.- Muszę już iść, robi się późno- powiedziałam.
- Nie chce się z tobą rozstawać, mógłbym rozmawiać z toba godzinami.- oparł czoło o moją twarz całując mnie w nos.
- Nie rób tego bo jest mi jeszcze trudniej- zaśmiałam się.
- I o to chodzi- zaczął przygryzać moje wargi.
Chciałam wydostać się z jego ramion ale nie mogłam, a raczej nie chciałam,
- Muszę iść- oderwałam się w końcu od niego.
- Kiedy się zobaczymy?- spytał trzymając jeszcze moją rękę.
- Zadzwonię.- uśmiechnełam się odchodząc.

środa, 29 grudnia 2010

Rozdział 3

Po tym co wczoraj się wydażyło spędziliśmy ze sobą jeszcze dwie godziny. Najpierw po prostu milczeliśmy a później rozmawialiśmy już o wszystkim. Byłam zdezorientowana całą to sytuacją, tym wszystkim co się wydażyło w ciągu kilkudziesięciu minut. Obrócił moje życie o 180 stopni, ale podobało mi się to. Z każdą minutą spędzoną razem z nim, sprawiał, że nie chciałam żeby to się kiedykolwiek kończyło. Jego dłonie, jego dotyk, jego usta. Wszystko to zaryło się w mojej psychice tak głęboko, że chyba nigdy nie zniknie. Jednak kiedy pożegnaliśmy się, kiedy szłam już sama do domu, a amok szczęścia osłabiał się wróciło to co mi powiedział. Mam żonę, od siedmiu lat, jestem starszy o 15 lat. Dlaczego nie mogło być pięknie, dlaczego musiał mi to mówić. Ale nie, doceniam to, że mi o tym powiedział. Nie ukrywał tego, chciał być ze mną całkowicie szczery. Za pewne zabolało by mnie gdybym dowiedziała się o jego małżeństwie później, zapewne nie potrafiłabym mu już wtedy zaufać. Czułam jak kostnieją mi już wszystkie palce, a nos robi się drętwy. Przyspieszyłam więc kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Dziecko gdzie ty tak długo byłaś?- usłyszałam w progu głos mamy- Przecież dzwoniłam do ciebie z dziesięć razy!
- Po prostu spotkałam koleżankę na mieście i poszłyśmy na Kawę.- skłamałam
- To trzeba było zadzwonić. Siadaj obiad już dawno wystygł.- machła ręką.
- Nie wiesz co nie jestem głodna. Pójdę do siebie muszę trochę odpocząć.- usmiechnełam się lekko i weszłam na górę. Zanurkowałam pod ciepły koc, i włączyłam ulubioną muzykę. Myślami byłam gdzieś daleko, gdy do pokoju wparowała Magda.
- Hej, żyjesz- zamachała ręką stojąc nade mną z miną zaniepokojonej.
- Co ty tu robisz?- wydukałam powoli.
- No ładnie mnie witasz, ładnie. A ja z dobroci serca ci zeszyty przyniosłam..- rzekła.
- Dzięki, ale chyba nie mam głowy do zeszytów teraz- westchnęłam.
- Jesteś w ciąży??- zapytała zszokowana.
- Przestań, nie mam ochoty na żarty chociaż kto wie...- powiedziałam.
- Możesz mi wytłumaczyć?- spytała poirytowana.
- Chyba po prostu- zaczęłam mówić i usiadłam na parapecie- chyba się zakochałam.
- He he żart?- spojrzała na mnie.
- Nie, nie żart- spojrzałam przez okno, za którym znów padał śnieg pokrywając trawnik białym puchem.
- No powiedz mi wreszcie coś- krzyczała- kto to jest.
- To skomplikowane.- rzekłam.- lekarzy, żonaty, niesamowicie przystojny, uroczy, czuły.- wypowiadałam wszystkiego jego cechy bez łapania tchu.
- Nie to teraz sobie żartujesz?- spytała Magda patrząc na mnie z miną jakbym spadała co najmniej z księżyca.
- Nie ja mówię całkiem poważnie- złapałam kolana rękoma- tylko nie wiem co zrobić? bo to wszystko potoczyło się tak szybko. Opowiedziałam jej wszystko, szczegół po szczególe, o tym jak mnie pocałował, co mówił, co ja czułam.
- Powiem ci, że nie wiem co mam ci powiedzieć- rzekła Magda.
- No wielkie dzięki za radę- odparłam z ironią.
- Dobrze wiesz że będziecie musieli się ukrywać, on przed swoją żoną, ty przed matką. Nie będzie łatwo, nawet jeśli on okaże się porządny. Bo przecież wiesz, że może okazać zwykła świnią, która chce jedynie się zabawić z młodszą laską. I nie patrz tak na mnie bo wcale go nie znasz- powiedziała Magda.
- Nie, nie znam.. Ale czuje, ze nie to coś prawdziwego.- westchnęłam.
- Oj Natalia- podeszła i uściskała mnie- nie wiem co to będzie, ale pamiętaj że jeśli tylko cie skrzywdzi, to będzie miał ze mną do czynienia- uśmiechnęła się.
- Dzięki- powiedziałam ściskając ja z całych sił.

wtorek, 28 grudnia 2010

Rozdział 2

Nastawiłam budzik na dziewiątą, żeby zdążyć dotrzeć na zdjęcie przed 11. Mama upierała się żebym nie opuszczała szkoły, i poszła po południu, ale nie chciałam. Miałam tak nie odpartą chęć zobaczenia się z nim. Czułam się jak przymocowana do niewidzialnych niteczek, które przyciągały mnie do niego w każdej sekundzie. Wsiadłam więc w najwcześniejszy autobus i ruszyłam do szpitala. Wychodziłam właśnie z windy gdy przypadkowo wpadłam na kogś
- Przeprasza..- wyjąkłam i zorientowałam się na kogo wpadłam.
- O czyli jednak zdążyłaś. Ciesz się- uśmiechnął się do mnie lekarz.
- Starałam się- odparłam potulnie.
- No w takim razie chodź. Jak palec?- spytał podążając ze mną ramie w ramię.
- A dzięki, już lepiej.
Weszliśmy do niewielkiej sali, gdzie zrobiono mi rentgen, a następnie odszukałam go znów, żeby rzucił okiem na zdjęcie.
- No mam dobrą wiadomośc- spojrzał na mnie- tak jak myślałem nie jest złamany, tak więc jakieś trzy tygodnie w tej szynie, i palec będzie jak nowy.
- Trzy tygodnie to dla mnie i tak dużo- spuściłam wzrok- no ale jakoś dam radę- nie chciałam się przy nim użalać nad sobą.
- A może- zaczął- znaczy się kończe właśnie dyżur, i jakoś tak nabrałem ochoty na spacer, może pójdziesz ze mną?- spytał z nie pewnością. Chyba bał się jak zareaguje, czy nie uznam go za głupka albo nie wyśmieje. Przynajmniej tak mi się wydawało patrząc na jego twarz.
- Z przyjemnością- uśmiechnęłam się.
Wyszliśmy razem ze szpitala, i poszliśmy do niewielkiego parku obok. Styczniowe popołudnie, mroźne, słoneczne, z lekko sypiącymi się z nieba, ogromnymi, białymi płatkami śniegu. Szliśmy w ciszy, przyglądałam mu się ukradkiem, kilka razy wydawało mi się, że chce coś powiedzieć ale rezygnuje w ostatniej chwili. Nagle przyszło mi do głowy, co ja  nim tu wogóle robię? Ja i wczoraj poznany lekarz, nie znam go, przeciez mógłby być jakimś gwałcicielem, zboczeńcem... A jednak czuje się z nim bezpieczna, czuje się przy nim dobrze, wyjątkowo dobrze.
- To trochę niezręczne- usłyszałam nagle własny głos.
- Co- zapytał, choć czułam że wie o czym mówię.
- Nie znamy się, różnimy się i to raczej widać, nic o sobie nie wiemy i nagle znajdujemy się tu.- rzekłam
- Trochę jednak cię znam. Masz na imię Natalia, Natalia Cyklińska. Mieszkasz tu we wrocławiu, urodziłaś się 11 stycznia,  masz 19 lat, a więc jestes młodsza ode mnie o jakies 16 wiosen, masz 173 cm wzrostu i niesamowite piwne oczy. No i zwichniętego kciuka..- wyrecytował. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Skąd on to wszystko wiedział? Jednak chyba spostrzegł moje pełne zdziwienia spojrzenie bo od razu dodał.
- Nie nie bój się. Nie wynająłem detektywa, anie nie jestem szalencem poprostu tyle zapamiętałem z twojego dowodu- uśmiechnął się lekko. Niesamowite- pomyślałam.
- Masz dobrą pamięć- dodałam.
- Martwi mnie tylko to, że ty nic o mnie nie wiesz, a nie chciałbym żeby tak było. Nie chciałbym zrobić tego, co chce zrobić, jeśli nie będziemy znać się nawzajem.- powiedział, zatrzymując się na preciwko mnie. Wyczekiwał mojej odpowiedzi, ale kompletnie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Co miał na myśli mówiąc ,, to co chce zrobić,,?
- No dobra wiem, że masz na imię Szymon, że jesteś lekarzem, że szybko dodając masz 35 lat. Co jeszcze chcesz żebym wiedziała.- odrzekłam.
- No więc powinnaś wiedzieć, że od 7 lat jestem żonaty, że nie jestem chirurgiem tylko onkologiem a dzisiaj to tylko przysługa dla kumpla, nie mam dzieci, nie mieszkam we Wrocławiu ale na przedmieściach- mówił to wszystko a ja stałam ja zamurowana. Do czego on zmierzał, po co to wszystko? Czułam się jak przed otworzeniem prezentu. Podekscytowana tym co się zaraz może stać, i jednocześnie przestraszona czy na pewno mi się to spodoba.
- I nie wiem co mam co jeszcze powiedzieć, bo czuje się beznadziejnie w tej sytuacji, ale powinnaś wiedzieć, że zrobiłaś na mnie wczoraj jakieś niesamowite wrażenie, że nie mogę przestać o tym myśłeć, że czuje coś czego nigdy nie zaznałem, i że boje się jak zareagujesz na to co teraz zrobię, ale wiedz, że pragnę tego już od wczoraj.- powiedział. Następnie zrobił krok w moim kierunku, ujął moją twarz w dłonie, i lekko musnął moje usta, następnie delikatnie je przygryzając. Oderwał na chwilę swoją twarz i spojrzał na mnie, jakby wyczekując odpowiedzi, reakcji. A ja? Ja zbliżyłam się w jego stronę, wtedy ponowił pocałunek. Tym razem czulej, namiętniej, mocniej...

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Rozdział 1

Siedziałam w samochodzie, błagając w myślach boga żeby tylko nie było korków. Spojrzałam na mój palec, jeszcze bardziej spuchł, i zsiniał.
- Mamo naprawde nie możesz jechać szybciej?- spytałam.
- Staram się, bardzo cię boli?
- Jak cholera.
- Natalia, wyrażaj się- powiedziała oburzona.
- Mamo przestań, nie teraz dobrze- powiedziałam krzywiąc się- trzeba było wezwać karetke, włączyli by sygnał i byłoby szybciej.
- Na prawde myślisz, że jechali by na sygnale z najprawdopodobniej zwichniętym kciukiem?- uśmiechneła sie.
- Dałabym im taki koncert płaczu, że zrobili by to na pewno.
Mama zaśmiała się tylko pod nosem, wie że byłabym do tego zdolna. Mam tylko nadzieje, że nie włoża mi go w gips. Głupie potknięcie i tyle zamieszania. Ale zawsze wiedziałam, że to schody w domu wkońcu kiedyś doprowadzą mnie to jakiegoś nieszczęścia no i się nie myliłam.
Podjechaliśmy wkońcu pod szpital. Izba przyjęć oczywiście pękała w szwach. Na szczęscie njawił się drugi chirurg więc kolejka zleciała szybko.
- Wejść z Tobą?- spytała mama gdy wstałam.
- Przestań jestem dorosła, a to tylko palec, więc dam sobie rade.
Weszłam do sali, i usiadłam na wolnej kozetce. Pomiędzy parawanami ustawionych było kilka podobnych, na każdej z nich znajdował się jakiś pacjent.
- Witam, co my tu mamy?- spytał lekarz odkreślając coś na kartce.
Był wysokim brunetem, o niesamowicie czekoladowyczach. Nie był jakimś starym wszystko wiedzącym doktorkiem, wręcz przeciwnie, mógł mieć około 30 lat.
- To chyba nic poważnego- wyciąnełam do niego palec- ale strasznie boli- podniosłam wzrok zauważając, że wpatruje się we mnie. Jednak chyba speszyło go to, że przyłapałam go na tym bo natychmiast zwrócił oczy ku mojej ręce.
- Ula la dość mocno spuchł, ale nie jest złamany. Usztywnimy go, przepiszemy maść, i za parę tygodni będzie w porządku.- uśmiechnął się.
- A czy nie może pan inaczej?- spojrzałam na niego.
- Tylko nie pan... Ale jak inaczej?- spojrzał z uśmiechem.
- No nie wiem bez usztywnienia?
-No jeśli chcesz żeby wciąż cię bolał, a potem być może wykrzywił na zawsze, i -zacząl wymieniać.
- Nie, dobra nie chce tego słuchać.- otrząsłam się- poprostu właśnie zabrałam się za prace maturalną...- spuściłam głowę.
- No to musisz zrobić sobie małą przerwę.- uniósł moją ręke i włożył na palec metalową szynę.
- Ssss zimne- zasyczałam, a on spojrzał na mnie z rozbawieniem. Szymon, tak miał na imę, wyczytałam z jego plakietki.
- No a praca maturalna, poważna rzecz... Też kiedyś przez to przechodziłem- uśmiechnął się- ale kiedy to było- pokręcił głową.
- Nie no chyba nie aż tak dawno- powiedziałam.
- Nie musisz mi pochlebiać, i bez tego zrobię to bezboleśnie. Zaśmiałam się pod nosem.
- No muszę powiedzieć, że mnie rozgryzłeś- posłałam mu uśmiech.
- Doświadczenie.- powiedział kończąc wiązać bandaż- no chyba gotowe. Teraz musisz podać mi swoje dane, imię nazwisko, data urodzenia.
-To może tak będzie łatwiej- podałam mu dowód.
Wpisywał starannie moje dane, miał ładne pismo, czytelne. Pierwszy lekarz którego widze żeby w miarę normalnie pisał. Chyba pierwszy, którego od razu polubiłam.
- No dobra Natalia- powiedział podając mi dowód- Dzisiaj możesz jechać już do domu, a jutro zgłoś się na zdjęcie. Tak dla pewności- przymknął oko.
- Ale to do ciebie na to zdjęcie tak?
- Jeśli przyjdziesz do jedenastej to tak.
- W takim razie postaram się- uśmiechnełam się, zakładając drugą ręką włosy za ucho.
- A poczekaj jeszcze- złapał mnie za ramię- jeszcze maść.
- A no tak- powiedziałm zmieszana jego dotykiem. Jakby przeszedł po mnie dreszcz, dreszcze emocji, i chęci żeby to powtórzył, choćby przez przypadek.
- Dzięki. To chyba do jutra- uśmiechnełam się na pożegnanie.
- Chyba tak- odwzajemnił uśmiech. Nie wiem czemu ale wydawało mi się, że rozbawiałam go... A może się myliłam, sama nie wiem...
Wyszłam na korytarz, i ujrzałam gadającą przez telefon mamę.
- Już po wszystkim?- spytała z troską przynajmniej jakbym przeżyła spotkanie z autobusem.
- Mamo- pomachałam jej kciukiem przed nosem- to tylko zwichnięcie, nie panikuj. Dostałam maść, i jutro mam przyjść na zdjęcie. I tyle. A teraz jedżmy już do domu.
Po powrocie, przyszła do mnie Magda. Magda znałyśmy się już tyle lat, od podstawówki. Razem chodziłyśmy do szkoły, razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, razem szłyśmy na egzamin gimnazjalny, razem czekałyśmy na wyniki rekrutacji do liceum, cieszyłyśmy się gdy dostałyśmy się do tej samej klasy, a za parę miesięcy razem zdamy maturę.
- No ładnie, czyli co złamany?- powiedziała spoglądając na mój palec.
- Nie na szczęście tylko zwichnięty- powiedziałam zamykając za nami drzwi pokoju.
- Jak ty to wogóle zrobiłaś?- spytała
- Nic, poprostu zachaczyłam, o dywanik przy schodach, no i dalej to się domyślasz.
- No to pięknie- klasła w dłonie.- czyli praca maturalna musi poczekać?
- Wiesz moja tak, ale ty nie czekaj na mnie tylko pisz.
- Przestań, umówiłyśmy się, że będziemy pisać w tym samym czasie. Przynajmniej będe miała parę tygodni luzu jeszcze. Mogę chodzić na imprezy bez wyrzutów, że powinnam siedziec w książkach- uśmiechneła się- w sumie to dobrze, że go zwichnełaś.
- Wiesz co- przejechałam ręką po jej grzywce- spadaj- zaśmiałyśmy się.



No więc to pierwszy rozdział mam nadzieję, że nie jest tragicznie;)
Jutro postaram się dodać kolejny. A tymczasem licze na kometarze, i te dobre i złe, bo wkóncu subiektywna opinia czytelników zawsze jest pomocna. Pozdrawiam! ;*